niedziela, 1 września 2013

The Rainbow I

         To był jeden z tych dni, podczas których żałował, że w ogóle pojawił się na tym świecie. Ból egzystencjalny towarzyszący każdemu jego krokowi stawał się nie do zniesienia, tak samo jak brak akceptacji ze strony otoczenia. Zawsze był inny, odległy, pogrążony we własnym świecie. Już jako dziecko trudno było do niego dotrzeć, a co dopiero teraz, kiedy stał się nastolatkiem.
       Szczerze nienawidził miejsca, w którym aktualnie się znajdował. Nienawidził też ludzi, którzy go otaczali. Nie mógł zrobić nic innego, niż dać upust swoim emocjom. Podczas trwającej właśnie lekcji matematyki podniósł rękę do góry i zapytał nauczyciela o wyjście do toalety. Chociaż tamten szczerze go nienawidził, pozwolił mu na to. Szybko udał się do męskiej toalety na drugim piętrze. Wybrał ją tylko dlatego, że była ona w najdalszym zakątku szkoły i rzadko ktokolwiek w czasie lekcji się do niej zapuszczał. Zawsze ją wybierał, była wprost idealnym miejscem.
        Nim rozpoczął rytuał upewnił się, że jest w pomieszczeniu zupełnie sam. Drzwi do wszystkich kabin były pouchylane, więc nie było najmniejszych szans na to, że ktoś go przyłapie. Spojrzał w lusterko wiszące nad umywalką. W lśniącej tafli pojawiło się oblicze człowieka pełnego cierpienia. Jego czarne, przydługie włosy opadały na bladą twarz, a w zielonych tęczówkach lśnił niezdrowy blask - pragnienie zaspokojenia swojej żądzy. Tym właśnie utwierdził się w przekonaniu, że postępuje słusznie. Wyciągnął z kieszeni mały kawałek metalu, po czym przejechał nim po bladej skórze jego ręki. Zafascynowany wpatrywał się w krople krwi spływające po jego ciele, brudzące umywalkę i wreszcie spływającą przez odpływ.
        Naciął się po raz kolejny. Jego ruchy stały się nieco szybsze, chciał czuć, jak krew z niego ulatuje, jakby uwalniał swojego ducha spod obcisłej skóry. Trzynaście nacięć. Trzynaście wąskich ran, które powodowały, że naprawdę żył. Czuł swoją nikłą egzystencję, której każdy chciał odebrać sens. Ale on miał swój cel, do którego dążył. Coś, co powodowało, że się nie zabił.
         A mianowicie sztuka.    
        Tak, był artystą. Nawet całkiem niezłym, jeśli wierzyć temu, co ludzie mówią. Chociaż jakby nie patrzeć, mówili do niego strasznie rzadko, po części dlatego, że sam im na to nie pozwalał. Był samotnikiem, cierpiącym i kochającym. Patrzącym jak kolejna bordowa kropla opuszcza jego ciało i co gorsza, cieszącym się z tego. Nawet jemu samemu czasami wydawało się, że był chory psychicznie, spuszczając krew z własnego ciała, ale po chwili zawsze uświadamiał sobie, jaką ulgę to ze sobą niosło. Tak strasznie był zaabsorbowany swoim zajęciem, że nie zauważył nawet, jak ktoś wszedł do łazienki. Był to niski chłopak z rozwianą fryzurą, który kurczowo ściskał w rękach poniszczoną teczkę. Spojrzał się z przerażeniem na rękę Gerarda, potem na jego twarz, kończąc na jego oczach.
         - Co ty odpierdalasz?! - wykrzyknął i rzucił teczkę na podłogę. Podbiegł do Way’a i szybko wsadził jego rękę pod kran i odkręcił wodę. - Zgłupiałeś do reszty? Cholera, myśl, to nie boli! - warknął i zaczął przemywać rany.
        Syknął, gdy ciecz zetknęła się z jego skórą. Kochał ból i kochał widok krwi, ale do cholery, nienawidził, gdy ktoś przerywał mu jego święte rytuały. Gerard nie bardzo wiedział, co powinien zrobić w tej sytuacji. Żyletka, którą trzymał w ręce upadła do umywalki, gdzie jego krew właśnie mieszała się z wodą.
        - Puść mnie! - wyrwał rękę, którą do tej pory brunet trzymał pod kranem, przy okazji ochlapując wszystko wokół. - To nie twoja sprawa!
        Tamten podniósł wzrok na oczy Gerarda i warknął:
        - Wybacz, następnym razem rób to w bardziej odosobnionym miejscu, tak, żebym nie musiał cię widzieć, bo moje sumienie nie pozwala tolerować morderstw na moich oczach. Zatamuj krwawienie. - puścił jego rękę, zabrał teczkę z podłogi i odszedł.  Na umywalce pozostawił jednak chustkę, którą wcześniej miał okręconą wokół nadgarstka.
        Gerard patrzył przez chwilę na miejsce, w którym zniknął chłopak, kulturalnie zamykając za sobą drzwi. Widać troszczył się o to, żeby nikt nie był narażony na tak przykry widok, jakiego on doświadczył. Gerard doskonale zdawał sobie sprawę z tego, na jakiego dziwaka musiał wyjść w oczach bruneta, ale jakoś niespecjalnie się tym przejął. Już i tak wszyscy widzieli, że był dziwny. Co mu tam jeden mniej czy więcej, wołający za nim, że jest emo? Nie robiło mu to większej różnicy.
        Wyjął z kieszeni paczkę chusteczek. Postanowił, że nie zatamuje krwawienia kawałkiem materiału, który zostawił chłopak, chociaż miał na to wielką ochotę. W końcu wilgotny materiał to coś o wiele lepszego od kawałka papieru, ale chciał oddać chustkę właścicielowi w nienaruszonym stanie. Skrzywił się, kiedy przejeżdżał po nacięciach papierem.
        Zatamował krwotok najlepiej, jak umiał, ogarnął nieco swoje myśli i ciało, po czym schował do torby pamiątkę po brunecie i wyszedł z łazienki.                          
        Nie chciał wracać na lekcje, nie miał na to ochoty, lecz wiedział, że kolejne wagary mogą tylko popsuć jego i tak słabe stopnie, a co za tym idzie przekreślić szansę na dobre studia. Wolnym krokiem ruszył w stronę matematycznej klasy. Jednak nim zdążył dojść na miejsce, a bardzo się ociągał, przemierzając szkolny korytarz, zadzwonił dzwonek. Jaka szkoda - pomyślał. Czas na długą przerwę. 
        Wszyscy udali się w stronę stołówki, jednak on nie miał na to najmniejszej ochoty. Wyszedł na zewnątrz, żeby odpocząć od doprowadzającego go do szału szkolnego gwaru. Usadowił się na jednej z bardziej oddalonych od budynku ławek, wyjął szkicownik z ołówkiem i zaczął rysować. Nawet nie wiedział, co chciał przedstawić. Uświadomił sobie to dopiero wtedy, kiedy z kartki spoglądały na niego bystre oczy bruneta, którego spotkał w łazience.
        - Heh - prychnął, przyglądając się niezadowolonemu wyrazowi twarzy narysowanej postaci. Wyglądało, jakby była wręcz stworzona do takiej a nie innej miny. Chociaż coś mu nie pasowało. Chłopak nie miał takiego wyrazu. Nie, zupełnie tak nie wyglądał. Jego twarz była przepełniona powagą, złością i czymś w rodzaju strachu. Tak, tamten chłopak się bał. Teraz dopiero Way zdążył to sobie uświadomić. – Tchórz – skomentował głośno postawę chłopaka. Przerzucił kartkę i zabrał się za rysowanie pobliskiego drzewa.

***


        Szedł powoli leśną ścieżką, przyglądając się drzewom, które wypuszczały pierwsze zielone listka. Słońce delikatnie prześwitywało przez gałęzie i padało na jego twarz. Pomimo tego, że kochał noc, musiał przyznać, że było po prostu pięknie. Przysiadł między konarami starej sosny, jego wiernej przyjaciółki, która zawsze dawała mu miejsce na odpoczynek, schronienie przed cywilizacją i innymi ludźmi. Tylko on, szkicownik i natura. Niczego więcej nie potrzebował w swoim małym, prywatnym królestwie. Przychodził tam regularnie od jakiegoś czasu. Odkrył to miejsce zupełnym przypadkiem, jednak zdążył już je pokochać. Dawało mu złudne poczucie bezpieczeństwa, jakby nic nie mogło go tam dotknąć. A przynajmniej nic, co pochodzi z zewnętrznego świata. Chłopak rozsiadł się wygodniej, niż wcześniej. Było mu naprawdę przyjemnie, gdy ciepły wiatr rozwiewał jego kruczoczarne włosy, dookoła unosił specyficzny zapach lasu, a do jego uszu docierał śpiew ptaków. I to nie byle jakich, ten śpiew potrafił rozpoznać wszędzie. Był to kos. Zaczął rysować, tym razem dokładnie wiedząc, co chce stworzyć. Po jakimś czasie stwierdził, że udało mu się oddać piękno ptaka, którego głosu słuchał. Kos spoglądał na niego z papieru jak prawdziwy.
        Nie wiedział, że śpiew ptaka zwabił jeszcze kogoś. Pewien niski brunet wolnym krokiem przemierzał leśną ścieżkę, rozglądając się za kosem. Miał niewesoły wyraz twarzy, a w rękach ściskał poniszczoną teczkę. Włosy miał rozczochrane, jakiś zbłąkany liść utknął mu między kosmykami. Pomimo tego, że przechodził bardzo blisko, nie zauważył Gerarda skrytego między konarami drzew. Usiadł na ziemi i spojrzał w górę. Przymknął oczy. Ostatkiem sił powstrzymywał płacz.
        W pierwszej chwili Way też go nie zauważył. Był zbyt zaabsorbowany wsłuchiwaniem się w odgłosy natury i rysowaniem, żeby zwracać uwagę na to, że ma towarzystwo. Jednak w końcu, gdy podniósł oczy znad szkicownika, dostrzegł, że kilka kroków od jego kryjówki siedzi skulona postać, wpatrzona w niebo. W pierwszej chwili nie rozpoznał w niej bruneta z łazienki, to do jego świadomości dotarło dopiero po dobrej chwili przyglądania się mu. Był zbyt daleko, bo odgadnąć wyraz jego twarzy, ale nawet z dzielącej ich odległości widział, że szczęśliwy to on raczej nie jest.
        Od pamiętnego spotkania w szkolnej toalecie minął niemal tydzień. W Gerardzie obudziły się różne dziwne uczucia, starał się jak tylko mógł by "przypadkiem" wpaść na bruneta, którego imienia w gruncie rzeczy nawet nie znał, ale tamten wydawał się unikać go jak ognia. Nie chodziło tylko o to, że Way chciał oddać mu chustkę, którą cały czas nosił przy sobie, gdyby nadarzyła się okazja. Chciał też mu coś wyjaśnić. Nie wiedział, co nim kieruje, jednak wyczuł, że złotooki mógłby go zrozumieć. To dziwne spotkanie, postawa chłopaka oraz jego słowa wywarły na nim dziwny wpływ. Nie wiedział, z czym to jest związane, ale od tamtego zdarzenia coś skutecznie powstrzymywało go przed cięciem się. Teraz wreszcie nadarzyła się szansa, by oddać mu jego własność, a przy okazji porozmawiać. Gerard doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli jej nie wykorzysta, to już prawdopodobnie nigdy nie będzie miał ku temu sposobności.
        Wstał i powoli zbliżył się do chłopaka, starając się stawiać jak najcichsze kroki. Bał się, że tamten ucieknie, odleci, niczym wystraszony ptak. Wyciągnął z torby chustkę i przykucnął przed brunetem.
       - Hej - szepnął najspokojniej, jak tylko mógł, by nie spłoszyć go. Przestraszone oczy bruneta przeniosły się na niego. Widać było, że nie spodziewał się tego, że ktoś możne go znaleźć, tym bardziej w takim stanie, kiedy w kącikach jego oczu czaiły się łzy. Gerard doskonale zdawał sobie z tego sprawę, wiec uśmiechnął się lekko. - Chyba muszę ci to zwrócić - wyciągnął w jego stronę czarną materiałową chustkę w czaszki.
        Brunet przez chwilę nie odpowiadał,  nie mając sił na jakiekolwiek słowa. Nie patrzył w oczy Way’a, zacisnął tylko mocno wargi i odwrócił głowę.
        - Możesz stąd iść? - spytał łamiącym się głosem.
        - Nie wiem, obawiam się, że nie. Jakby nie patrząc, byłem tu pierwszy - mruknął, siadając na ziemi obok bruneta. Nie wiedząc, co nim kieruje, podwinął rękawy bluzy, którą miał na sobie. Kątem oka zauważył, jak brunet lustruje wzrokiem trzynaście blizn, które znajdowały się na skórze jego przedramion. Doskonale było widać, że to te najświeższe, reszta zdążyła już zbladnąć.
        - Zatem... może ja pójdę - powiedział i spróbował się podnieść, ale dał sobie spokój. Położył się na ziemi i wypuścił teczkę z rąk. - Przykro mi... chyba jednak będziesz skazany na moje towarzystwo. Tnij się, rób co tam chcesz, nie przejmuj się mną.
        Gerard miał ochotę się roześmiać, co było wyjątkowo rzadkim zjawiskiem. Już wcześniej doskonale zdawał sobie sprawę z tego, kim jest w oczach bruneta, ale w tamtej chwili... tak jakoś po prostu ten fakt wywołał u niego dziki napad wesołości.
        - Widzisz, w tej chwili akurat nie mam ochoty urządzać ci przedstawienia - powiedział, grzebiąc w torbie. Wyjął szkicownik i ołówek i powrócił do rysowania kosa.
        Gdyby ktoś obserwował ich z boku, mógłby uznać to za dziwny widok. Dwójka chłopaków, z czego jeden leżący na ziemi i drugi, siedzący obok i całkowicie zatracony w rysowaniu. Ale na szczęście nikt nie obserwował ich z boku. Gerard nie był pewien, co nim kierowało. Wedle jego zwyczaju nie zadawania się z ludźmi powinien już dawno być w drodze do domu, a mimo to nadal tam siedział. Drobne ciało bruneta leżało tuż obok niego, chłopak wcześniej wpatrywał się w niebo, ale teraz zamknął oczy.
        Czarnowłosy przyjrzał mu się w zadumie. Nawet nie wiedział, kim jest. To znaczy, znał go z widzenia, w liceum do którego obaj uczęszczali wszyscy się kojarzyli, nie było wcale jakieś pokaźnie duże. Miał wrażenie, że ten chłopak chodzi do klasy z jego bratem, Mikey'em, ale nie był pewny. Postanowił zapytać go o imię później, żeby nie zakłócać mu spokoju. Znów wspomniał ich spotkanie w łazience. Wtedy brunet wydawał się jakiś inny. Tym razem wyglądał, jakby go coś trapiło. Miał łzy w oczach. To nie dawało Gerardowi spokoju. Przerzucił kartkę w szkicowniku i rozpoczął nowy rysunek - bruneta leżącego na trawie z przymkniętymi oczami.
        - Co rysujesz? - spytał brunet i podniósł się. Usiadł przed Gerardem i przetarł oczy.
        Słońce zaczynało coraz bardziej zbliżać się do linii horyzontu, a las nabierał ciemniejszych barw. Zauważył motyla, rusałkę, który usiadł na pobliskim kwiecie rumianku. Było bardzo spokojnie i cicho. Jedyne, co przerywało ową ciszę, to śpiew różnorakich ptaków, które krążyły między drzewami. Uspokoił się i wyciszył, co dało mu trochę jasności w myśleniu. Wziął chustkę z ziemi i obwiązał sobie nadgarstek jak przedtem. Wlepił zmęczone oczy w postać Gerarda.
        - Różne rzeczy - Gerard szybko przerzucił stronę, by brunet nie zobaczył, ze rysował właśnie jego. - W tej chwili dopieszczam kosa - obrócił szkicownik w jego stronę i patrzył, jak źrenice chłopaka rozszerzają się, widząc obrazek. Uśmiechnął się pod nosem, zadowolony z tego, iż pokazał swojemu towarzyszowi, że nie tylko ciąć się potrafi. Sam się zdziwił, zastanawiając się nad swoją postawą. Nigdy nie dbał o to, co ludzie o nim pomyślą.
        - Masz taki talent, a tak się zabijasz... eh, przepraszam, że taki jestem irytujący. Po prostu miałem nieciekawe doświadczenie w tym zakresie, nie pytaj, proszę - powiedział i podniósł oczy na Gerarda. - Tak właściwie, to Frank jestem.
        - Gerard - czarnowłosy wyciągnął rękę w stronę chłopaka, zadowolony z tego, że wreszcie wie, jak go nazywać. - I wcale się nie zabijam.
        Frank posłał mu sceptyczny uśmiech, ściskając jego dłoń trochę zbyt mocno jak na gust Gerarda. Ta drobna istotka miała w sobie wiele siły, zarówno fizycznej, jak i psychicznej.
        - Ale... obiecaj mi, że nie tkniesz już żyletek... jeśli to ci pomagało z problemami to... może jak będziesz miał problem, to najpierw przyjdź do mnie, nim zadecydujesz pociąć sobie nadgarstki, okay? - spytał ostrożnie i posłał mu poważne spojrzenie.
        - To nie jest takie proste - mruknął Gerard. Jego dobry humor wyparował równie szybko, co się pojawił. - Właściwie, to dlaczego chcesz mi pomóc, co? - zapytał podejrzliwie. - Nawet mnie nie znasz, a co więcej, ja nie znam ciebie, więc niby czemu miałbym przychodzić do ciebie z moimi problemami?
        - Znam cię. Wiem, że jesteś bratem Mikey’ego, tym, którego nazywają upośledzonym. Ale ty nie jesteś taki, ty po prostu chyba też jesteś... inny. Możemy zostać przyjaciółmi? - spytał i spojrzał ku górze, gdzie jakaś para wróbli bawiła się między gałęziami.
        Gerarda zatkało. Przez całe jego życie, a żył już dość długo, nigdy nikt nie zapytał go o to, czy mogą zostać przyjaciółmi. Może kiedyś, gdy był jeszcze dzieckiem i bawił się w piaskownicy, ale odkąd został "upośledzonym bratem Mikey'ego", jak to zgrabnie określił Frank, nigdy nikt nie złożył mu tak banalnej propozycji.
        Pokiwał powoli głową, jakby ze zwątpieniem.
        - W sumie możemy spróbować. Ale nie oczekuj nie wiadomo jakich efektów - powiedział w końcu, nie patrząc nawet w stronę bruneta.
        - To samo mógłbym powiedzieć tobie, ludzie za bardzo nie przepadają za przyjaźnią ze mną... będziesz tu jutro? O tej samej porze?
        - Jeśli chcesz, to mogę być - Gerard podniósł się z trawy pakując do torby swoje rzeczy. - I Frank, mogę cię o coś prosić?
        - Oczywiście, skoro jesteśmy przyjaciółmi, to możesz mnie prosić o co zechcesz. - odpowiedział i spróbował się uśmiechnąć.
        - Nigdy więcej nie każ mi obiecywać, że nie tknę żyletek. - Po tych słowach ruszył w stronę wyjścia z lasu, nie czekając nawet na reakcję bruneta.


___________________________


   No to zaczynamy! Już od dawna ja i Zombies miałyśmy w planach wrzucenie tu czegoś, jednak dopiero wczoraj pojawiła się odpowiednia motywacja, impuls... cokolwiek to było. Na przystawkę rzucamy pierwszą częścią pięcioczęściowego short story. Napisane dawno, dawno temu, kiedy wydawało nam się, że to jest fajne. Miało być rzyganie tęczą, a wyszło... co wyszło. 
   Serdecznie zapraszamy na rycie bani ;P        ~ Cat Eater 
   Ja inteligentnie dodam, że to, co tu się dzieje jest spisanym bełkotem, jaki utworzył się przez komunikator gadu-gadu, nie bierzemy odpowiedzialności za skutki uboczne. Pisanie z Pożeraczem jest moim drugim hobby związanym z Pożeraczem. No bo w końcu można robić ciekawsze rzeczy.        ~ Zombies
   A można wiedzieć, co jest twoim pierwszym hobby związanym ze mną?        ~ Cat Eater 
   Dręczenie cię o pisanie wtedy, gdy ci się nie chce. No bo przecież nie seksy i gwałty,
 no co ty.       ~ Zombies
   Taaa, bo my przecież od seksów i gwałtów ogólnie stronimy na kilometr i takie rzeczy nam do głów nawet nie przychodzą ;D    ~ Cat Eater 
   Jak jeszcze raz przekreślisz moją wypowiedź to cię... no, zgwałcę <3   ~ Pożeracz po raz kolejny 


12 komentarzy:

  1. Nie zdajecie sobie sprawy, jak doskonale trafiłyście w mój gust z tym short story. Nie dość, że szkolne, to jeszcze podchodzące pod angst, a to właśnie on wywołuje we mnie najwięcej emocji. Może fabuła nie jest jakoś specjalnie wyjątkowa, bo jest dość zwykła, pospolita, mimo to urzekła mnie. I to jeszcze jak... Dziewczyny, nie mówcie, że "wydawało wam się, że to jest fajne", bo to, do cholery jasnej, jest zajmujące i naprawdę ładnie napisane. Trochę wiary w siebie, swoje prace, bo na serio macie, z czego być zadowolonymi.
    Gerard musiał czuć się szczególnie źle, że postanowił samookaleczyć się tak po prostu w szkolnej toalecie. No tak, zrozumiałabym, gdyby robił to we własnym domu - pokoju lub zamkniętej na cztery spusty łazience. Ale w takim miejscu jak szkolna toaleta? Zupełnie, jak gdyby... wołał o pomoc. Jak gdyby tylko czekał, aż ktoś go w końcu przyłapie i zwróci na niego uwagę. Mimo że wygląda na zrezygnowanego, wydaje mi się, że w środku tak naprawdę błaga na kolanach o odrobinę atencji, troski. Podobnie zresztą jak Frank. I co on, kurde, nosi tak namiętnie w tej swojej teczce? Czekam niecierpliwe, aby poznać odpowiedź na to pytanie.
    Nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać, zazwyczaj przychodzi mi coś do głowy, kiedy już opublikuję komentarz, więc najprawdopodobniej tak też będzie i w tym przypadku. ;p
    W każdym razie - strasznie mi się podoba ta historia, przyjemnie się czyta Waszą wspólną pracę, no i czekam na więcej. Mam nadzieję, że kolejna część pojawi się niedługo.
    Macie ode mnie ogromne TAK i wielki uścisk. (:

    xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczyny weźcie nie pieprzcie głupot, to short story jest fajne :)
    Gerard jest głupi, że się tnie i to jeszcze w szkolnej toalecie.
    Mnie też interesuje co się znajduje w tej teczce ^^ Wyjaśnicie nam to w następnych częściach?
    To miejsce, w którym chłopcy spotkali się po raz drugi wydaje mi się takie magiczne i inspirujące. Chciałabym znaleźć gdzieś u mnie w okolicy podobne :)
    Zauważyłam kilka literówek i według mnie jedno zdanie jest źle sformułowane-"Pomimo tego, że kochał noc, musiał przyznać, że było po prostu pięknie." Nie mam pomysłu jak zapisać je inaczej ;)
    Ogólnie jest okay, podoba mi się wynik Waszej współpracy. Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na następną część.
    Życzę Wam dużo weny! :D
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  3. Witajcie!
    Tak się złożyło, że przez przypadek trafiłam tu do Was na bloga. Zobaczyłam, że już zaczęłyście publikację, więc z ogrommną przyjemnością przeczytałam ten rozdział. I muszę przyznać, że trafiłyście z tym prosto w mój gust. Uwielbiam czytać szkolne frerardy. Tu u was jest jeszcze dodatkowy plusik ode mnie za elementy angstu. Gee, który jest niesamowicie wrażliwym artystą niewytrzymuje natłoku złych emocjii i daje im upust poprzez cięcie się. Jest szykanowany za bycie innym niż większość społeczeństwa szkolnego. To jest dokładnie to co lubię. Nie to, żebym myślała, że tak jest dobrze i, że wszyscy mogą się na biednym Gerardzie wyżywać. Co to to nie! Chodzi mi o to, że widzę niewiarygodnie wiele możliwości poprowadzenia akcji tej historii,co sprawia, że ciągle się zastanawiam co będzie dalej?
    Ponad to Frankie jest słodziutki. Zastanawia mnie co tam trzyma w tej swojej teczce? Ale scena w tym pięknym, malowniczym miejscu w środku nocy była cudowna. To miłe ze strony Franka, że troszczy się o Gee. No i zaproponował mu przyjaźń. Jednak mam ogromną nadzieję, że na przyjaźni się to nie skończy.
    To opowiadanie już wydaje mi się być świetne, a na dobrą sprawę to jeszcze się tak na prawdę nie zaczęło. Wasza współpraca owocuje takim cudeńkiem i mam nadzieję, że doprowadzicie tą historię do końca.
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, w którym mam nadzieję otrzymamy odpowiedzi na niektóre postawione pytania.
    Pozdrawiam~ Desire

    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowne opowiadanie!!!
    Macie we mnie czytelniczke. <3
    Pozdrawiam Rainbow Unicorn/ Death Parade

    OdpowiedzUsuń
  5. Ech...kurcze, nie mam pojęcia, co napisać. Chyba was to trochę rozczaruje. Generalnie podoba mi się, póki co, fabuła tego opowiadania i jego styl. Co mi się nie podoba, to podejście do tematu, trochę zbyt szablonowe i oklepane. Nie chcę tu uchodzić za nie wiadomo kogo, ale powiedzmy, że trochę siedzę w tym i wiem, że to wszystko tak nie wygląda. Chłopak, który ledwo co się pociął (swoją drogą to rzadka sprawa ciąć się w łazience, do tego potrzeba spokoju), nie rozmawia z nieznajomym, który go na tym nakrył, a już na pewno nie zawiera przyjaźni. Ale rozumiem, że chciałyście zrobić rzyganie tęczą, a to wam akurat wyszło. Wydaje mi się, że gdzieś już czytałam niemal identycznego fica, nie mogę sobie jednak przypomnieć, czyje to było. Mimo wszystko mam ochotę przeczytać następny rozdział, chociażby po to, aby dowiedzieć się, co będzie dalej z przyjaźnią chłopców.
    Pozdrawiam,
    xoxo Kot

    OdpowiedzUsuń
  6. Uch... Przeczytałam i jestem załamana!!!
    Czemu tak mało???? Ja już chcę więcej! Musi być więcej, ja nie wytrzymam! Błagam Was!

    OdpowiedzUsuń
  7. Tworzycie na serio zgrany duet. Jestescie boskie :3
    Jusz ufielbiam to opko! Chyba bedzie jednym z moich ulubionych razem z blogiem suchanawfulfuck.
    Kiedy nowy rozdzial? *robi oczka kota ze Shreka* Moze dzis? :)
    pozdrawiam xoxo

    OdpowiedzUsuń
  8. 'Święte rytuały'? o.O Pojechałyście mocno.
    Nie podoba mi się ten Gerard. Jakiś taki zadufany w sobie, a tnie się w łazience chyba tylko po to aby ktoś go tam znalazł. To w lesie już tak nie razi, a to pytanie o przyjaciół jest urocze. Jasne, normalnie nikt tak nie powie, ale skoro tęcza, to pasuje ^^
    ~ Alex

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy dacie nexta?
    To jest po prostu BoskiE! CudO! ExtrA!
    *----* *rzyg teczowy*
    Pozdrowionka xoxo

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajne opowiadanie. Czekam na kontynuacje *-*
    Pozdrawiam ^^
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
  11. Jaram się i ze zniecierpliwieniem oczekuję kolejnego rozdziału *u* Tematycznie bardzo dobrze podchodzą mi szkolne frerardy. Wasz teź mi się podoba. Wszystko działo się tak szybko... i nagle zobaczyłam koniec o.O Ja chcę jeszcze! I przede wszystkim - co Franiu ma w tej teczce? Nie wiem, a chcę wiedzieć :c A scena w łazience cudna <3 No co mogę jeszcze powiedzieć? Jestem ciekawa Waszej dalszej współpracy, i to jak :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Bardzo mi sie spodobalo! Uwielbiam szkolne frerardy, a Wasz mnie niezmiernie zaintrygowal. Z niecierpliwiona czekam na kolejny rozdzialik.

    OdpowiedzUsuń